kataryna, anonimowość i etyka dziennikarska

"Dziennik" to ścierwo.

tak uważałem od dawna, ale ostatnie wydarzenia dostarczyły mi pewności niezbitej. tak ostra opinia z mojej strony jest podyktowana ewidentnym naruszeniem standardów dziennikarskich, etyki dziennikarskiej, brakiem zwykłej przyzwoitości oraz stosowaniem szantażu. szczegółowe informacje wraz z odnośnikami znajdują się tutaj.

wygląda na to, że nie tylko GN uważa swoich czytelników za ludzi mało inteligentnych. "Dziennik" również. Cezary Michalski jako publicysta "Dziennika" zapewne czasem przegląda to, co piszą jego koledzy/koleżanki, a już na pewno artykuły dotyczące ważnych spraw, więc nie wierzę, że nie zajrzał do artykułu zamieszczonego tutaj. w takim razie publikując komentarz zamieszczony tutaj ma czytelników za ćwierćinteligentów, którzy w dodatku nie wiedzą, że komputer może służyć do wyszukiwania informacji.

ups, przepraszam. zapomniałbym o jednej istotnej sprawie. Michalski i jego koledzy/koleżanki z "Dziennika" są niestrudzonymi krzewicielami demokracji i piewcami przyzwoitości i w życiu publicznym. bo przecież przyklaskiwali idei IV RP, która według nich była samą doskonałością. to znaczy przyklaskiwali na początku, kiedy wydawało się, że bracia Kaczyńscy mają jakąś szansę urzeczywistnienia swoich chorych pomysłów. kiedy się okazało, że cały projekt się sypie, oklaski ze strony "Dziennika" trochę ucichły. a kiedy się sypnął całkiem, przestał ich popierać. stosowny tekst dotyczący postawy tychże tytanów myśli politycznej znajduje się tutaj.

tutaj natomiast znajduje się treść SMS-a, jakiego kataryna otrzymała od Sylwii Czubkowskiej, która napisała w "Dzienniku" artykuł o niej. szantaż tutaj stosowany budzi obrzydzenie, a tłumaczenie "to frustrujące wiedzieć i nie móc napisać" budzi politowanie. w takim razie mentalnie Sylwia Czubkowska jest najprawdopodobniej na poziomie dziecka które dostało cukierka, ale może go zjeść dopiero po obiedzie. no ale przecież tak bardzo chce... tylko go poliże... żałosne i żenujące.

nie wiem, jakimi kryteriami kierował się ten, kto S. Czubkowską zatrudnił w "Dzienniku". a jeśli ma ukończone studia dziennikarskie, to chciałbym wiedzieć kto i dlaczego wystawił jej ocenę pozytywną z przedmiotu "Etyka dziennikarska", "Prawo prasowe" czy pokrewnego. nie chcę nic sugerować, po prostu chętnie poznam odpowiedzi na oba pytania.

"Dziennik" dodatkowo pogrąża to, że "Fakt", którym straszyła katarynę S. Czubkowska, stanowczo odcina się od całej sprawy - informacja wraz treścią komunikatu przesłanego do Gazety Wyborczej znajduje się tutaj. biorąc pod uwagę poziom merytoryczny materiałów zamieszczanych w "Fakcie" oraz typowy gazet tego formatu brak delikatności (że nazwę rzecz oględnie) musi zastanawiać chęć tak stanowczego odseparowania się od całej sprawy "Faktu". wytłumaczeń zapewne jest dużo, mnie przychodzą do głowy takie:
  1. ta sprawa naprawdę nie leży w orbicie zainteresowań "Faktu",
  2. "Dziennik" tą sprawą strzelił sobie nie tyle w stopę, co w brzuch i "Fakt" nie chce być jakkolwiek łączony po pierwsze z całą sprawą, po drugie z "Dziennikiem",
  3. być może dziennikarze "Faktu" wbrew pozorom mają jakieś poczucie przyzwoitości, w przeciwieństwie do dziennikarzy "Dziennika".
pikanterii dodaje fakt, że wydawcą zarówno "Dziennika", jak i "Faktu" jest jeden koncern medialny.

ludzie, którzy podobnie jak C. Michalski oskarżają anonimowych blogerów o to, że tylko będąc anonimowymi potrafią być odważni oraz zarzucają im brak odpowiedzialności imieniem i nazwiskiem za napisane słowa nie biorą pod uwagę jednej rzeczy. mianowicie anonimowe publikowanie w internecie czy to komentarzy czy blogów, czy wreszcie artykułów zasadniczo różni się od publikowania dziennikarza znanego z imienia i nazwiska: dziennikarz otrzymuje wynagrodzenie za to, co napisze, natomiast użytkownik internetu nie otrzymuje nic. poza tym publikujący gdziekolwiek dziennikarz reprezentuje gazetę, czasopismo, wydawnictwo, portal czy inną formę życia medialnego, co siłą rzeczy wymusza zgodność z linią programową pracodawcy i ogranicza niezależność opinii. anonimowy użytkownik internetu reprezentuje tylko i wyłącznie siebie.

poza tym, jak słusznie pisze Igor Czajka tutaj, ktoś podpisujący to, co robi pseudonimem a nie nazwiskiem, pracuje od zera na swoją markę, która akurat w tym znaczeniu jest równoznaczna z nazwiskiem. przykład pierwszy z brzegu: Banksy. kogo obchodzi, jak się naprawdę nazywa? ważna jest jego sztuka. a to, że jest znany od początku dzięki swej twórczości jako Banksy, a nie przykładowy John Smith, to naprawdę drobiazg.

w tym sporze jestem całym sercem po stronie kataryny, niezależnie od jej poglądów.


Etykiety: , |

0 komentarze: