Andrzej Czuma - kłopotów ciąg dalszy

jakiś czas temu pisałem o powołaniu Andrzeja Czumy na stanowisko ministra sprawiedliwości i związanych z tym faktem komplikacjach.

okazuje się, że miałem rację pisząc, że to nie był dobry pomysł. o ile na kwestię długów pana ministra można spokojnie przymknąć oko, bo kto z nas nie ma długów, niech pierwszy rzuci kamieniem ;-). jeśli nawet nie długów finansowych, to przynajmniej zobowiązań moralnych. o tyle kwestia zasiadania przez pana ministra w radzie nadzorczej spółki kierowanej przez jego syna bardzo brzydko pachnie, a nawet powiedziałbym, że śmierdzi. bo nawet jeśli "...jest to "mikrokopijna firemka", a ojciec nie czerpał z tego tytułu żadnych korzyści..." (pełniejsza wypowiedź na ten temat tutaj), to:

po pierwsze:
fakt zasiadania w radzie nadzorczej tejże spółki jest karygodny ze względu na to, że A. Czuma jest ministrem sprawiedliwości (nie rolnictwa, nie edukacji, nie kultury, ale sprawiedliwości właśnie), a to oznacza, że elementarne ustawy powinien znać na pamięć. w ustawie "antykorupcyjnej" jak byk jest napisane, że nie wolno łączyć funkcji publicznych z zasiadaniem w w zarządzie, radzie nadzorczej czy komisji rewizyjnej spółek prawa handlowego. takoż w momencie powołania go na stanowisko ministra sprawiedliwości powinien w te pędy pogonić syna, żeby złożył stosowny wniosek do KRS. i dzisiaj mógłby triumfalnie pomachać nim dziennikarzom przed nosem. nawet nie orzeczeniem o wykreśleniu go ze składu rady, ale samym wnioskiem. bo miałby czyste sumienie, bo zrobiłby, co tylko mógł. ale nie był zrobił i kiepsko to wygląda niestety.

po drugie:
cała ta sprawa źle świadczy o Panu Premierze w ogólności i o jego doradcach w szczególności. oczywistą sprawą jest, że szef jakiejkolwiek firmy (a w szczególności takiej firmy, jak państwo) nie musi wiedzieć wszystkiego o wszystkim. ale od tego się ma język w gębie, żeby się zapytać, a od tego się ma doradców, żeby się dowiedzieli i powiedzieli. zakładam, że doradcy premiera nie pracują społecznie, więc zasięgnięcie pełnej informacji i przedstawienie jej jest ich obowiązkiem służbowym. skoro się nie wywiązali, to może jakaś nagana? może obniżka premii? może czas poszukać innej pracy? wiadomo, że każdy popełnia błędy, ale ich błędy mają wpływ relatywnie większy, niż moje i do tego oni są lepiej opłacani, niż ja, więc wymagać należy więcej. a do tego wszystko to łączy się ze sferą publiczną, więc widzą to wszyscy i wizerunek państwa na tym cierpi.

chciałbym wierzyć, że w przyszłości podobnych spraw będzie jak najmniej, ale jakoś, kurna, nie potrafię...

P. S.
niniejszego posta dedykuję alex2001 (jego blog tutaj ), który mnie zainspirował do napisania. pozdrawiam :-)


Etykiety: , |

0 komentarze: