o rodzeniu i posiadaniu dzieci

tutaj jest ciekawy artykuł na temat odszkodowania zasądzonego dla matki 9-letniego Szymona. dziecko wskutek ewidentnego błędu lekarzy i ich opieszałości urodziło się kalekie.

uważam, że te pieniądze powinny być wypłacane nie z kasy szpitala, który i tak jest zadłużony (swoją drogą polisy nie wykupili, czy jak?), ale z kieszeni lekarzy, którzy do tego dopuścili. może to nauczyłoby jednego z drugim rozumu i odpowiedzialności za swoje postępowanie. nie mają? niech wezmą kredyt, sprzedadzą mieszkanie, dom, samochód albo nerkę, ale niech poniosą konsekwencje swoich błędów.

nie przepadam za USA, ale tam jest to elegancko załatwione. spartoliłeś coś - płacisz. chyba, że masz polisę, wtedy płaci towarzystwo ubezpieczeniowe. ale ty za to płacisz składki. proste. podobnie powinno być w przypadku badań prenatalnych i odszkodowań z tytułu tak zwanego "złego urodzenia" (wiem, sformułowanie nieszczególne), choć tu jest sprawa dużo bardziej zagmatwana ze względu na samą materię. ale mechanizm odpowiedzialności powinien być ten sam.

w pewnym sensie powiązany z poruszoną przeze mnie tematyką jest artykuł zamieszczony tutaj. widać z niego jasno, że porządną politykę prorodzinną można prowadzić nawet w kraju o nie aż tak dużej zamożności, doświadczonym również przez rządy komunistyczne, w kraju będącym nieomal europejskim synonimem biedy i ubóstwa. mianowicie w Rumunii. świadomie używam przerysowanych określeń, aby pokazać, że nie trzeba być Szwecją czy Francją, żeby zadbać o wzrost przyrostu naturalnego i zapobiec gwałtownemu zestarzeniu się społeczeństwa, a co za tym idzie, załamaniu gospodarczemu w przyszłości.

trzeba tylko chcieć o tym pomyśleć, chcieć się tym zająć, odłożyć na bok różnice światopoglądowe i prywatne animozje, zaprzestać małych wojenek i wykorzystywania ważnych spraw do zwiększania słupków w sondażach. trzeba chcieć pomyśleć o przyszłości nie tylko w horyzoncie najbliższych wyborów, ale w horyzoncie przyszłości swoich dzieci i wnuków. jak widać, w Rumunii są mądrzejsi politycy niż w Polsce, przynajmniej w tej kwestii, która last but not least jest kwestią dotyczącą przyszłości całego narodu, a więc w pewnym sensie sprawdzianem patriotyzmu.

a co mamy w Polsce w ramach tak zwanej polityki polityki prorodzinnej?
oto, co mamy:
  • becikowe (ale tylko dla kobiet chodzących do lekarza i mogących swoje wizyty udokumentować),
  • debilny pomysł rejestracji ciężarnych kobiet, z którego się na szczęście wycofano (podobna ewidencja była w Rumunii pod rządami Ceausescu),
  • deklaracje polityków o pomocy matkom z jednej strony, a z drugiej zamykanie żłobków i przedszkoli,
  • z jednej strony kodeks pracy, który nie pozwala zwolnić kobiety będącej w ciąży czy na urlopie macierzyńskim/wychowawczym, a z drugiej strony pracodawców, którzy większość kobiet wracających do pracy natychmiast zwalniają,
  • brak tradycji wykonywania przez kobiety wychowujące małe dzieci niektórych prac w domu, na pół etatu, przez parę dni w tygodniu. tradycji na zgniłym i zepsutym Zachodzie bardzo popularnej. ale przecież co się będzie Polska dobrymi rozwiązaniami inspirować. lepiej wymyślać koło od nowa...
  • traktowanie matek z dzieckiem jak osoby nieomal upośledzone i tworzenie swoistych gett,
  • zamykanie przestrzeni publicznej dla kobiety z wózkiem poprzez bariery architektoniczne (fundacja MaMa wie duuużo na ten temat),
...i inne przykłady "mądrych" rozwiązań.

i dziwić się, że w Polsce spada przyrost naturalny. a ja się zapytam: a jak ma rosnąć, skoro posiadanie dziecka wiąże się z tyloma problemami. nie mówię o posiadaniu dzieci (więcej niż 1), które graniczy z heroizmem ze względów "organizacyjnych", że nie wspomnę o kłopotach innego rodzaju.


Etykiety: |

2 komentarze:

  1. synafia Says:

    Wpadłam z rewizytą i od razu się natykam na jakże me oko matczyne cieszący wpis! Chciałabym dodać może jakieś mądre słowo, ale nie muszę, bo się po prostu zgadzam w całej rozciągłości.
    Oczywiście będę czytać częściej :)

  2. That Floydian Girl Says:

    To o czym piszesz wymagałoby prowadzenia proaktywnej polityki prorodzinnej, o co w naszym pięknym kraju na dobrą sprawę nie pokusiła się jeszcze żadna partia. Znacznie łatwiej mówić o fundamentalnych wartościach rodziny, o pielęgnowaniu ogniska domowego, od czasu do czasu wyskoczyć z jakimś idiotycznie populistycznym becikowym i za te piękne frazesy kupować kolejne głosy, tak naprawdę więcej szkodząc niż pomagając.